nothing,nowhere. - Reaper
Znałem nothing,nowhere. od jakiegoś czasu. Przemykał mi przed oczami raz na jakiś czas, gdy akurat plątałem się po zaułkach cloud rapowych propozycji na mojej ukochanej muzycznej stronie. Jednak z jakiegoś dziwnego powodu nie zachęciło mnie to do sprawdzenia jego muzyki, nawet mimo nazwy zespołu - którą nawiasem mówiąc, uznaję za jedną z lepszych jakie znam.
Jak to jednak z moim upartym omijaniem różnych rzeczy bywa, w końcu przychodzi czas, kiedy staje ona naprzeciwko mnie, nie dając mi przejść dalej. Wówczas nie mam wyjścia - muszę się zatrzymać i spojrzeć jej w oczy, i ujrzeć z czym mam do czynienia.
W przypadku nothing,nowhere. tym powodem było wracanie do pewnego tematu założonego przeze mnie na Last.fm - gdy stwierdziłem dość stanowczo, że Bones jest jedynym wartym uwagi cloud rapowcem, od razu zebrała się grupka osób próbujących mnie oświecić. I cóż, chwała im za to. Dzięki temu poznałem dość niedawno OmenXIII, a od jakiegoś tygodnia subtelnie badałem.. cóż, właśnie omawiany zespół.
Z tym, że dokładnie wczoraj postanowiłem włączyć ich najnowszy album, by umilić sobie oczekiwanie na nadchodzącą w 2018 kolejną premierę (swoją drogą, na spory plus wychodzi n,n. nie robienie masówki - jego płyty wydawane są mniej więcej raz rocznie, więc nie ma co liczyć na wysyp kilku albumów czy mnóstwa singli).
Wejście w album nie rozerwało mnie na kawałki - nie było to jednak celem tego "intra", które raczej zapowiadało ciszę przed burzą. Delikatne, ambitniejsze melodie i śpiewny wokal przygotowywały mnie na drugi utwór, który był dla mnie pierwszym prawdziwym otwarciem albumu. Od tego momentu poziom już tylko szedł w górę, a moje nienawykłe do takiego obrotu spraw serce zostało mile zaskoczone.
To, co najbardziej uderzało we mnie raz po raz, jest jednoczesna różnorodność i jednolitość utworów na płycie - każdy z nich składa się z dość podobnego podłoża muzycznego, podobnie tekst ciągle oplata konkretny wątek (konkretniej: depresyjnego spojrzenia na skończoną miłość).. jednocześnie każdy utwór ma coś "osobistego" w sobie - ich charakter jest różnorodny, tworzy inne przeżycie, jak gdyby skupia się na innym punkcie przedstawianego obrazu.
Ogromnym plusem, który nieczęsto spotyka się w tym mizernym gatunku, jakim jest cloud rap, jest produkcja i bogactwo dźwięków. Jedno i drugie genialnie się uzupełnia, dzięki czemu mogę powiedzieć, że nothing,nowhere. dorównał na tej płycie najlepszym dokonaniom Bonesa - mamy tu zarówno bardzo żywe tło ambientowe, jak i mniej lub bardziej akustyczne brzmienie gitar. Swoją drogą, sama kariera pana z nothing,nowhere. pokazuje, jak wiele w jego głównym zespole-projekcie jest inspiracji - akustyczne ciągotki rozciągnął on na projekt never,forever., a alternatywno rockowe wpływy stały się najbardziej widoczne wraz z jego projektem Trau Choi. Jednak obydwie inspiracje są słyszalne i na "Reaperze", dając całości dość niezwykłą manierę w dźwięku - ale również i wokalu.
Wokal jest również bardzo specyficzną cechą nothing,nowhere., gdyż bardzo łatwo odczuć tutaj emocjonalność, do której przywykli fani alternatywnego rocka właśnie. Jednym z moich pierwszych skojarzeń był wokal Linkin Park, jednak cały czas mam wrażenie, że jest to dość odległy traf - wszak Linkini nie byli nawet przez cały czas alternatywnym rockiem; a kiedy już się stali, utracili dość dużo charakterystycznego brzmienia, jak i pewnych cech wokalnych.
Trudno mi opisać, jak bardzo miło zaskoczyła mnie ta płyta - jak poprawiła w moich oczach wizerunek całego gatunku - i jak wyciągnęła sporo przykrytych pod warstwą kurzu emocji. Tańczenie między Pink Floydowymi gitarami, głębią Goo Goo Dolls a okazyjnym ambientem jest naprawdę urzekające, a w wykonaniu nothing,nowhere. to połączenie zostało wykonane z precyzją doświadczonego gracza.
Tak też, jest to jedna z naprawdę niewielu płyt, w której właściwie każdy utwór stał się dla mnie w jakiś sposób wyjątkowy - albumów takich mogę policzyć na palcach obu rąk, zatem jest to największy komplement, jaki płyta może ode mnie dostać.
"Highlighty": Skully, Funeral Fantasy, Marykate, Clarity In Kerosene
Ocena: 97%
Jak to jednak z moim upartym omijaniem różnych rzeczy bywa, w końcu przychodzi czas, kiedy staje ona naprzeciwko mnie, nie dając mi przejść dalej. Wówczas nie mam wyjścia - muszę się zatrzymać i spojrzeć jej w oczy, i ujrzeć z czym mam do czynienia.
W przypadku nothing,nowhere. tym powodem było wracanie do pewnego tematu założonego przeze mnie na Last.fm - gdy stwierdziłem dość stanowczo, że Bones jest jedynym wartym uwagi cloud rapowcem, od razu zebrała się grupka osób próbujących mnie oświecić. I cóż, chwała im za to. Dzięki temu poznałem dość niedawno OmenXIII, a od jakiegoś tygodnia subtelnie badałem.. cóż, właśnie omawiany zespół.
Z tym, że dokładnie wczoraj postanowiłem włączyć ich najnowszy album, by umilić sobie oczekiwanie na nadchodzącą w 2018 kolejną premierę (swoją drogą, na spory plus wychodzi n,n. nie robienie masówki - jego płyty wydawane są mniej więcej raz rocznie, więc nie ma co liczyć na wysyp kilku albumów czy mnóstwa singli).
Wejście w album nie rozerwało mnie na kawałki - nie było to jednak celem tego "intra", które raczej zapowiadało ciszę przed burzą. Delikatne, ambitniejsze melodie i śpiewny wokal przygotowywały mnie na drugi utwór, który był dla mnie pierwszym prawdziwym otwarciem albumu. Od tego momentu poziom już tylko szedł w górę, a moje nienawykłe do takiego obrotu spraw serce zostało mile zaskoczone.
To, co najbardziej uderzało we mnie raz po raz, jest jednoczesna różnorodność i jednolitość utworów na płycie - każdy z nich składa się z dość podobnego podłoża muzycznego, podobnie tekst ciągle oplata konkretny wątek (konkretniej: depresyjnego spojrzenia na skończoną miłość).. jednocześnie każdy utwór ma coś "osobistego" w sobie - ich charakter jest różnorodny, tworzy inne przeżycie, jak gdyby skupia się na innym punkcie przedstawianego obrazu.
Ogromnym plusem, który nieczęsto spotyka się w tym mizernym gatunku, jakim jest cloud rap, jest produkcja i bogactwo dźwięków. Jedno i drugie genialnie się uzupełnia, dzięki czemu mogę powiedzieć, że nothing,nowhere. dorównał na tej płycie najlepszym dokonaniom Bonesa - mamy tu zarówno bardzo żywe tło ambientowe, jak i mniej lub bardziej akustyczne brzmienie gitar. Swoją drogą, sama kariera pana z nothing,nowhere. pokazuje, jak wiele w jego głównym zespole-projekcie jest inspiracji - akustyczne ciągotki rozciągnął on na projekt never,forever., a alternatywno rockowe wpływy stały się najbardziej widoczne wraz z jego projektem Trau Choi. Jednak obydwie inspiracje są słyszalne i na "Reaperze", dając całości dość niezwykłą manierę w dźwięku - ale również i wokalu.
Wokal jest również bardzo specyficzną cechą nothing,nowhere., gdyż bardzo łatwo odczuć tutaj emocjonalność, do której przywykli fani alternatywnego rocka właśnie. Jednym z moich pierwszych skojarzeń był wokal Linkin Park, jednak cały czas mam wrażenie, że jest to dość odległy traf - wszak Linkini nie byli nawet przez cały czas alternatywnym rockiem; a kiedy już się stali, utracili dość dużo charakterystycznego brzmienia, jak i pewnych cech wokalnych.
Trudno mi opisać, jak bardzo miło zaskoczyła mnie ta płyta - jak poprawiła w moich oczach wizerunek całego gatunku - i jak wyciągnęła sporo przykrytych pod warstwą kurzu emocji. Tańczenie między Pink Floydowymi gitarami, głębią Goo Goo Dolls a okazyjnym ambientem jest naprawdę urzekające, a w wykonaniu nothing,nowhere. to połączenie zostało wykonane z precyzją doświadczonego gracza.
Tak też, jest to jedna z naprawdę niewielu płyt, w której właściwie każdy utwór stał się dla mnie w jakiś sposób wyjątkowy - albumów takich mogę policzyć na palcach obu rąk, zatem jest to największy komplement, jaki płyta może ode mnie dostać.
"Highlighty": Skully, Funeral Fantasy, Marykate, Clarity In Kerosene
Ocena: 97%
Komentarze
Prześlij komentarz