Rat Kru - Rok Szczura
Rat Kru. Nie ukrywam, że enigmatyczna nazwa była jednym z powodów, dla którego wziąłem w ogóle utwór "Cześć" pod uwagę, gdy doradził mi go dobroduszny algorytm YouTube'a. Może zacznijmy od tego?
Pierwsze spotkanie było specyficzne. Cóż, w końcu zespół też jest specyficzny. Wyjątkowo nie przedstawię biografii - bo zwyczajnie sam nie umiem ustalić, jakie mają dokonania na karku. W momencie, kiedy myślałem, że "Rok Szczura" to debiut, YouTube polecił mi ich wcześniejszy projekt (jak sądzę) - Rat. A gdy już myślałem, że to wszystko - znalazłem stary singiel pod szyldem Rat Kru - "Plantacje". Miał być singlem - okazało się, że jest więcej utworów z taką okładką. Słowem? Może nawet jutro znowu czymś mnie zaskoczą, może utworem nagranym z Markiem Grechutą. Niczego przy Rat Kru nie możesz być pewien.
Jednak spotkanie było, jak mówiłem, specyficzne. Teledysk "Cześć" opowiada dość znaną historię Kalibabki, jednak jego największą siłą jest estetyka. Lekko lecąca w lo-fi i mizerną jakość kojarzoną z filmami sprzed przełomu milenium. Bardzo ładna rzecz, dobra gra aktorska. I to wszystko podszyte tak niezwykłym tekstem i dźwiękiem Rat Kru. Mimo, że tekst z obrazem zgrywał się dość średnio - wszak "Cześć" o Kalibabce wprost nie jest - tak jednak całość była niezwykle zgrana, oniryczna. Beat i bas disco przeplatał się miejscami z trance'em, tu i tam romansując z innymi gatunkami.
To jest właściwie największa siła Rat Kru - sklasyfikować ich nie sposób. Disco, trance, ale również IDM, synthpop, elementy hip-hopu, a nawet miejscami new age i chiptune. A to wszystko rytmiczne, absurdalne miejscami, ale na domiar Złego - refleksyjne.
I nie chodzi tu nawet o utwór, który przemyciłem poprzez dużą literę. Mimo wszystko, choć uznaję go za wartościowy pod względem lirycznym, jest na "Roku Szczura" dużo innych perełek. Zaczynając od chyba najbardziej zwariowanego "Piekielnego Psa", który swoim absurdem przypominał mi niezwykle twórczość Bułhakowa. A poza tym, wspomniane "Cześć" - interpretowywalne na sporo sposobów, ale ja widzę w tym tekście dość intymny smutek. W końcu cóż innego można wyczytać we fragmencie "może byłem tu i tam / jednak byłem sam"?
Warstwa muzyczna, choć niby taneczna i zaprzeczająca tym samym smutkowi, czy refleksji - udowadnia, że i w muzyce tego pokroju absolutnie nie można dać się zwieść jako "prostej rozrywce". To, co muzyka pop w latach 80. udowadniała raz po raz, tak samo udowadnia po czterech dekadach, Rat Kru.
Kolejne perełki? "Zatopiony", który mógłby być kolejnym przemyślanym utworem Taco Hemingwaya, gdyby ten nie skończył się na - zależnie od fana - "Umowie", "Trójkącie" lub "Marmurze". Refleksyjny, nieco bardziej skupiony na tekście niż dźwięku, jednak poetyckość i luz przekazywania tego, co egzystencjaliści przekazywali pompatycznym dramatyzmem - to jest to, dlaczego można Rat Kru uwielbiać. "Diagnoza - nasza choroba to sny".
I dalej, taki niezwykły "Dół". Przyznam, że doceniłem mocno ten utwór dopiero po którymś razie. Ale jego przekaz, tak odmienny od typowego "hip-hopolo", i znów, zgrywający się perfekcyjnie beat i melodia. Pewnego rodzaju pesymizm i dekadencja również obecna, mimo, że odczuwam to bardziej jako przestrogę: "moda na seks tak ogromna / (...) nie wręczą Ci orderu / prędzej przytuli Cię Monar".
Podsumowując - nie jest to płyta łatwa, potrzebuje czasu by "zaskoczyć". Jednak kiedy już zaskoczy, jest to wręcz uzależniający narkotyk. Poszukiwanie kolejnych dźwięków czy znaczeń jest dobrym powodem do powrotów - więc, choćby i na jeden utwór, dwa, wracamy co jakiś czas. Być może ta płyta to nie coś, co odtworzymy w całości tuzin razy - ale coś, co już zostaje wiernie obok. Na momenty, kiedy chcemy luźno potupać nogą, ale nie bezmyślnie.
"Highlighty": Cześć, Dół, Zatopiony
Ocena: 85 %
Pierwsze spotkanie było specyficzne. Cóż, w końcu zespół też jest specyficzny. Wyjątkowo nie przedstawię biografii - bo zwyczajnie sam nie umiem ustalić, jakie mają dokonania na karku. W momencie, kiedy myślałem, że "Rok Szczura" to debiut, YouTube polecił mi ich wcześniejszy projekt (jak sądzę) - Rat. A gdy już myślałem, że to wszystko - znalazłem stary singiel pod szyldem Rat Kru - "Plantacje". Miał być singlem - okazało się, że jest więcej utworów z taką okładką. Słowem? Może nawet jutro znowu czymś mnie zaskoczą, może utworem nagranym z Markiem Grechutą. Niczego przy Rat Kru nie możesz być pewien.
Jednak spotkanie było, jak mówiłem, specyficzne. Teledysk "Cześć" opowiada dość znaną historię Kalibabki, jednak jego największą siłą jest estetyka. Lekko lecąca w lo-fi i mizerną jakość kojarzoną z filmami sprzed przełomu milenium. Bardzo ładna rzecz, dobra gra aktorska. I to wszystko podszyte tak niezwykłym tekstem i dźwiękiem Rat Kru. Mimo, że tekst z obrazem zgrywał się dość średnio - wszak "Cześć" o Kalibabce wprost nie jest - tak jednak całość była niezwykle zgrana, oniryczna. Beat i bas disco przeplatał się miejscami z trance'em, tu i tam romansując z innymi gatunkami.
To jest właściwie największa siła Rat Kru - sklasyfikować ich nie sposób. Disco, trance, ale również IDM, synthpop, elementy hip-hopu, a nawet miejscami new age i chiptune. A to wszystko rytmiczne, absurdalne miejscami, ale na domiar Złego - refleksyjne.
I nie chodzi tu nawet o utwór, który przemyciłem poprzez dużą literę. Mimo wszystko, choć uznaję go za wartościowy pod względem lirycznym, jest na "Roku Szczura" dużo innych perełek. Zaczynając od chyba najbardziej zwariowanego "Piekielnego Psa", który swoim absurdem przypominał mi niezwykle twórczość Bułhakowa. A poza tym, wspomniane "Cześć" - interpretowywalne na sporo sposobów, ale ja widzę w tym tekście dość intymny smutek. W końcu cóż innego można wyczytać we fragmencie "może byłem tu i tam / jednak byłem sam"?
Warstwa muzyczna, choć niby taneczna i zaprzeczająca tym samym smutkowi, czy refleksji - udowadnia, że i w muzyce tego pokroju absolutnie nie można dać się zwieść jako "prostej rozrywce". To, co muzyka pop w latach 80. udowadniała raz po raz, tak samo udowadnia po czterech dekadach, Rat Kru.
Kolejne perełki? "Zatopiony", który mógłby być kolejnym przemyślanym utworem Taco Hemingwaya, gdyby ten nie skończył się na - zależnie od fana - "Umowie", "Trójkącie" lub "Marmurze". Refleksyjny, nieco bardziej skupiony na tekście niż dźwięku, jednak poetyckość i luz przekazywania tego, co egzystencjaliści przekazywali pompatycznym dramatyzmem - to jest to, dlaczego można Rat Kru uwielbiać. "Diagnoza - nasza choroba to sny".
I dalej, taki niezwykły "Dół". Przyznam, że doceniłem mocno ten utwór dopiero po którymś razie. Ale jego przekaz, tak odmienny od typowego "hip-hopolo", i znów, zgrywający się perfekcyjnie beat i melodia. Pewnego rodzaju pesymizm i dekadencja również obecna, mimo, że odczuwam to bardziej jako przestrogę: "moda na seks tak ogromna / (...) nie wręczą Ci orderu / prędzej przytuli Cię Monar".
Podsumowując - nie jest to płyta łatwa, potrzebuje czasu by "zaskoczyć". Jednak kiedy już zaskoczy, jest to wręcz uzależniający narkotyk. Poszukiwanie kolejnych dźwięków czy znaczeń jest dobrym powodem do powrotów - więc, choćby i na jeden utwór, dwa, wracamy co jakiś czas. Być może ta płyta to nie coś, co odtworzymy w całości tuzin razy - ale coś, co już zostaje wiernie obok. Na momenty, kiedy chcemy luźno potupać nogą, ale nie bezmyślnie.
"Highlighty": Cześć, Dół, Zatopiony
Ocena: 85 %
Fajny tekst, początek ("Intro") kojarzy mi się bardziej z OST do Hotline Miami połączone z OST do N++ niż lo-fi, ale faktycznie trudno ich sklasyfikować. dzięki :)
OdpowiedzUsuń