Danger Incorporated - Are You Afraid of the Danger Boys?
Danger Incorporated. Te słowa jeszcze kilkanaście dni temu nic dla mnie nie znaczyły, tym samym moja znajomość amerykańskiego rapu ograniczała się jedynie do sceny juggalo i pojedynczych klasyków różnych innych scen (i w sumie wciąż się ogranicza, ale zyskała bardzo ciekawą alternatywę)
Danger Inc. wpisuje się w dość popularną ostatnio szufladkę 'cloud rapu', jednak to jak brzmi ich wizja na ten gatunek trochę mnie zaskoczył - stąd przychodzi na myśl pytanie, czy to jeszcze moja ignorancja w tym gatunku, ale tagi 'experimental' na Laście zdają się potwierdzać moje pierwsze wrażenie. Co może też wyjaśnić, skąd tak wysoka późniejsza ocena tego wydawnictwa, gdyż do samego cloud rapu czuję dziwne uprzedzenie.
Poznałem tych dwóch kolegów ze szkoły poniekąd przypadkiem, sprawdzając jedno z moich ulubionych źródeł nowych zespołów na Last.fm; a ciekawy wizerunek zespołu przyciągnął mnie na tyle, że postanowiłem odsłuchać ich najznańszy - i dostępny za darmo na bandcampie - album, "Are You Afraid of the Danger Boys?".
To z czym się tutaj spotykamy to cloud rap z bardzo interesującymi wokalami, wahającymi się od spokojnego, sennego ("cloud" aż sam się narzuca) uwodzenia, przez twardszy, nieco brudny wokal Boothlorda, po pełne pasji, uniesione, niemal krzyczane partie Louiego. Tworzy to bardzo ciekawy klimat dla płyty, który jest chyba najważniejszą cechą, która odróżnia ten album od innych, które jak dotąd słyszałem. Oczywiście do wokali odpowiednio wpasowany jest podkład elektroniczny, który współgra w tworzeniu atmosfery. Jest on nad wyraz organiczny, elektronika brzmi bardzo żywo i ładnie dokomponowuje sceny słyszane w wokalu.
Jednym, dość sporym minusem płyty, jest tekst. Jakkolwiek wokale są na naprawdę wysokim poziomie, tak o kwestii liryki można byłoby wiele mówić, ale absolutnie nie można powiedzieć, że jest spójna jakościowo. Być może to kwestia preferencji i tego, że amerykański rap rzadko celował w wyżyny songwritingu, jednak dysonans między utworami pod względem tekstowym jest ogromny. Mamy więc utwory z naprawdę ciekawie poprowadzoną narracją, te z przeplatanymi słabszymi i mocniejszymi momentami, jak i również te, które całą ogromną magię stworzoną za pomocą dźwięków tracą na zwyczajnie prostackim tekście. Szczególnie bolesne jest to o tyle, że dotknęło to mój ulubiony utwór, którego wielki potencjał poniekąd przygasł.
Cała budowa albumu nie jest jakoś nadmiernie płynna, nie jest też niespójna - jest to album jak większość jak chodzi o rozłożenie piosenek. Stosunkowo sporo w nim utworów, które zwróciły moją uwagę - od fenomenalnego "Forever", który błyszczy w niemal każdym punkcie (poza wspomnianym tekstem) i jest bardzo złożony jak na ów gatunek, po prostsze "Golden" czy "A Danger Boy Never Dies", brzmiący nieco jak manifest całego zespołu. I tym samym urzekający samą formą.
Ogólne wrażenie? Bardzo pozytywne, komukolwiek nieprzekonanemu do amerykańskiej odmiany rapu poleciłbym w ciemno. Jest to też bardzo dobry wstęp dla samego zespołu (który niestety zaliczył spadek formy z następnym albumem) stąd życzyłbym im tylko podobnie dobrych następnych tworów.
Kilka niedoróbek można wyciągnąć, ale prawie nie sposób znaleźć albumu od nich zupełnie wolnego. Poza tym jednak album jest dopracowany, unikalny na pewien sposób i pokazuje potencjał jaki siedzi w tych dwóch chłopakach z Atlanty.
'Highlighty': Forever, Golden, A Danger Boy Never Dies, Graveyard
Ocena: 80%
Danger Inc. wpisuje się w dość popularną ostatnio szufladkę 'cloud rapu', jednak to jak brzmi ich wizja na ten gatunek trochę mnie zaskoczył - stąd przychodzi na myśl pytanie, czy to jeszcze moja ignorancja w tym gatunku, ale tagi 'experimental' na Laście zdają się potwierdzać moje pierwsze wrażenie. Co może też wyjaśnić, skąd tak wysoka późniejsza ocena tego wydawnictwa, gdyż do samego cloud rapu czuję dziwne uprzedzenie.
Poznałem tych dwóch kolegów ze szkoły poniekąd przypadkiem, sprawdzając jedno z moich ulubionych źródeł nowych zespołów na Last.fm; a ciekawy wizerunek zespołu przyciągnął mnie na tyle, że postanowiłem odsłuchać ich najznańszy - i dostępny za darmo na bandcampie - album, "Are You Afraid of the Danger Boys?".
To z czym się tutaj spotykamy to cloud rap z bardzo interesującymi wokalami, wahającymi się od spokojnego, sennego ("cloud" aż sam się narzuca) uwodzenia, przez twardszy, nieco brudny wokal Boothlorda, po pełne pasji, uniesione, niemal krzyczane partie Louiego. Tworzy to bardzo ciekawy klimat dla płyty, który jest chyba najważniejszą cechą, która odróżnia ten album od innych, które jak dotąd słyszałem. Oczywiście do wokali odpowiednio wpasowany jest podkład elektroniczny, który współgra w tworzeniu atmosfery. Jest on nad wyraz organiczny, elektronika brzmi bardzo żywo i ładnie dokomponowuje sceny słyszane w wokalu.
Jednym, dość sporym minusem płyty, jest tekst. Jakkolwiek wokale są na naprawdę wysokim poziomie, tak o kwestii liryki można byłoby wiele mówić, ale absolutnie nie można powiedzieć, że jest spójna jakościowo. Być może to kwestia preferencji i tego, że amerykański rap rzadko celował w wyżyny songwritingu, jednak dysonans między utworami pod względem tekstowym jest ogromny. Mamy więc utwory z naprawdę ciekawie poprowadzoną narracją, te z przeplatanymi słabszymi i mocniejszymi momentami, jak i również te, które całą ogromną magię stworzoną za pomocą dźwięków tracą na zwyczajnie prostackim tekście. Szczególnie bolesne jest to o tyle, że dotknęło to mój ulubiony utwór, którego wielki potencjał poniekąd przygasł.
Cała budowa albumu nie jest jakoś nadmiernie płynna, nie jest też niespójna - jest to album jak większość jak chodzi o rozłożenie piosenek. Stosunkowo sporo w nim utworów, które zwróciły moją uwagę - od fenomenalnego "Forever", który błyszczy w niemal każdym punkcie (poza wspomnianym tekstem) i jest bardzo złożony jak na ów gatunek, po prostsze "Golden" czy "A Danger Boy Never Dies", brzmiący nieco jak manifest całego zespołu. I tym samym urzekający samą formą.
Ogólne wrażenie? Bardzo pozytywne, komukolwiek nieprzekonanemu do amerykańskiej odmiany rapu poleciłbym w ciemno. Jest to też bardzo dobry wstęp dla samego zespołu (który niestety zaliczył spadek formy z następnym albumem) stąd życzyłbym im tylko podobnie dobrych następnych tworów.
Kilka niedoróbek można wyciągnąć, ale prawie nie sposób znaleźć albumu od nich zupełnie wolnego. Poza tym jednak album jest dopracowany, unikalny na pewien sposób i pokazuje potencjał jaki siedzi w tych dwóch chłopakach z Atlanty.
'Highlighty': Forever, Golden, A Danger Boy Never Dies, Graveyard
Ocena: 80%
Komentarze
Prześlij komentarz